Pola i Piotrek leżą sobie na dywanie. Można by pomyśleć, że nic nie robią. Ale to tylko pozory. Piotrek usłyszał w radiowej rozmowie, że odpoczywanie jest ważne i że człowiek, tak samo jak telefon, może sobie rozładować baterie. A co za tym idzie, musi je także ładować. Leżą zatem. Na plecach. Leżą i patrzą. Na co?
Na wszystko to, co umyka i czego się nie dostrzega, gdy nie ma czasu leżeć i patrzeć. Na pęknięcia w suficie; na to, że w jednym miejscu farba jest nierówno położona i mała plamka wygląda trochę jak mordka smoka – jeśli patrzeć oczami Poli, albo jak monster truck – jeśli spojrzeć oczami Piotrka; na swoje dłonie uniesione do góry i na to, że kiedy zamknąć prawe oko, to widzi się je ciut inaczej, niż gdy się zamknie lewe; na migające na ścianie promienie słońca, ale też odbijające się cienie gałęzi i liści drzew. Tyle odkryć w pozornym nicnierobieniu.
Piotrka już teraz nie dziwi informacja z tej samej radiowej rozmowy, że mózg w czasie odpoczynku pracuje bardzo intensywnie. Faktycznie, jest co robić. I tyle myśli przychodzi do głowy, i tyle pytań – jak choćby to – jak to się dzieje, że pająk tak swobodnie chodzi sobie nie tylko po pionowej ścianie, ale też po suficie? A teraz buja się na linie i chodzi po niej w górę i dół?
Kogo mam na myśli, kiedy patrzę na tego pająka? – Piotrek szturcha Polę. Siostra przez chwilę nie wie, o co chodzi. Puszczała właśnie “zajączki” na ścianie i skakała nimi z jednego miejsca w drugie. Kogo Piotrek może mieć na myśli? Może swojego kolegę, na którego wszyscy wołają Pająk?
Wujka Tomka! – Piotrek sam podaje rozwiązanie zagadki i irytuje się na siostrę – Ależ Ty dzisiaj wolno myślisz!
Spodziewa się ostrej riposty, Pola jednak milczy. Piotrek uznałby ten objaw za niepokojący, ale, dzięki wciąż tej samej rozmowie usłyszanej w radiu, ma podejrzenie, że spokój siostry, to nie choroba ale skutek medytacji i ćwiczenia uważności.
I z wyrozumiałością przypomina siostrze, że przecież wujek Tomek dokładnie tak jak ten pająk, potrafi wejść chyba na każdą ścianę!
Przecież wiem! – spokój Poli zaczyna się chyba ulatniać. Gdy już wróciła ze swoich rozmyślań, nie wie, dlaczego Piotrek tłumaczy jej takie oczywistości. Wujkowi Tomkowi zawdzięczają przecież największą przygodę poprzednich wakacji – obóz wspinaczkowy. Polecił sprawdzoną i zaufaną szkołę, a po takiej rekomendacji rodzice mieli pełne zaufanie do organizatorów wyjazdu. Wujek zna chyba każdą skałę i skałkę w Polsce, a może i w Europie. I zna też ludzi z podobną pasją, ale i wiedzą – jest przecież licencjonowanym instruktorem wspinaczki. Oficjalnie brzmi to jeszcze poważniej: licencjonowany instruktor PZA czyli Polskiego Związku Alpinizmu.
Piotrek biegnie po album ze zdjęciami z ubiegłorocznych wakacji. Przeglądają go teraz razem, uważnie zdjęcie po zdjęciu. Na pierwszym – stoją uśmiechnięci na wysokim kamieniu, na który wdrapywali się po kolei wszyscy. I już wtedy czuli się jak zdobywcy! Wejść na taki kamień! Wydawało się, że każda góra jest w zasięgu ich możliwości. Ale szybko zmienili zdanie. Ich zwątpienie dobrze widać na kolejnym zdjęciu, gdzie cała grupa stoi przed skałką z zadartymi głowami, a w oczach dzieci widać malujące się pytanie – jak mamy się dostać na górę???
Na następnej fotografii Pola i Piotrek miny mają wciąż nietęgie. Prezentują się profesjonalnie w kaskach i uprzężach (a ileż było dopasowywania, przymierzania, dopinania!) Razem z nimi pozują do zdjęcia instruktorki – licencjonowane oczywiście – Marta, Agnieszka i Ania. To chyba najsilniejsze i najzwinniejsze kobiety, jakie kiedykolwiek poznali. Piotrek mówił im, że mogłyby śmiało zagrać z filmie ze Spidermanem. I że on na pewno poszedłby na ten film! Może nawet kilka razy!
I wtedy przypominają sobie, że film już jest. Co prawda bez Spidermana, ale czy to znowuż taka wielka strata? Są przecież oni – Pola i Piotrek, ich koledzy z obozu i – co najważniejsze – całe grono instruktorek! Wieczorem organizują więc domowe kino. Przygotowują plakat o specjalnym pokazie filmu “SpiderPola i sPiterMan. Pierwszy atak na ścianę”, przynoszą poduszki, przygotowują lemoniadę, miseczki z orzechami i rodzynkami a nawet małe lampiony ze świeczkami. Co za kino! Siadają z rodzicami, by dzięki filmowi jeszcze raz przeżyć to, czego doświadczyli rok wcześniej.
Zaczyna się, jak to czasem w kinie, zupełnie niepozornie, żeby nie powiedzieć, że nudno. Ot, po prostu widać całą ich grupę, idącą parami. Każdy ma swój plecak, wodę w bidonie, wszyscy w wygodnych sportowych ubraniach. Piotrek uznał wtedy i dotąd zdania nie zmienił, że to ogromny plus takich wyjazdów. Nikt nawet nie wspomina o okropnych koszulach z kołnierzykiem, gładko wyprasowanych spodniach i tym podobnych życiowych utrudnieniach. Idą wszyscy w tych wygodnych ubraniach, machają do kamery, robią głupie miny, żartują, widać, że wszystkim dopisują humory. Coś chyba śpiewają, ale nie słychać, bo autorzy filmu dołożyli podkład muzyczny. Jak sprytnie to zrobili! Rytm utworu i ich kroki pasują do siebie idealnie i gdyby Piotrek nie wiedział, jak było naprawdę, mógłby pomyśleć, że już wtedy maszerowali do tego kawałka. Rockowego oczywiście, bo przecież szli się wspinać, a rock po angielsku to znaczy skała, więc wszystko się zgadza.
W rockowych rytmach oglądają więc swój marsz, głupie miny, jakie co chwila ktoś robi do kamery, wyszczerzone w uśmiechu zęby, a potem zabawę w chowanego na polanie pełnej dużych głazów. Doskonale pamiętają, jak wdrapywali się na nie i jacy byli z siebie dumni. Co jakiś czas pojawiają się napisy z zabawnymi komentarzami, albo słychać głos osób nagranych – na przykład Franka, który krzyczy – oto Franciszek Wielki, gór i skał zdobywcaaaaaaaa! Albo Renia, wołająca, że tak naprawdę ma na imię Ronja i jest potomkinią Ronji, córki zbójnika, która dawno dawno temu mieszkała w lasach wśród skał. Z kolei najstarszy z nich – Antek, mruczy, że lepiej nie być potomkiem Syzyfa i podobnie jak on, bezskutecznie próbować dostać się na szczyt. Pola i Piotrek chichrają się przypominając sobie wszystkie te chwile. I zapamiętują, żeby sprawdzić kto to taki, ten Syzyf. I ta Ronja.
Gdy docierają pod skałkę, utwór się kończy. Kamera podąża za wzrokiem dzieciaków. Wyżej, wyżej, wyżej…
Wooow. I chciałoby się wejść i pomysłu brak, jak to zrobić. Na twarzach dzieciaków widać i zaskoczenie, i radość, i niepewność, i ekscytację, i niedowierzanie, i strach. Ale mieszanka! Nawet teraz, Pola i Piotrek czują przyspieszone bicie serca. Pod okiem instruktorek zaczyna się wybieranie kasków, zakładanie, regulowanie. Potem zakładanie uprzęży. I znów dokładne dopasowywanie, żeby nie było dociągnięte za mocno, ani też zbyt lekko. Instruktorki sprawdzają dokładnie każdego uczestnika obozu.
A potem, z nogami ciut drżącymi z emocji, zaczynają. Pani Marta zawiesza – jak to mówi – wędkę. Pola ma iść na górę, Piotrek zostaje, by – oczywiście pod okiem instruktorki – asekurować. Pani Agnieszka mówiła im wcześniej, że lina to dla niej połączenie i fizyczne, i emocjonalne. Ona sama, choć wspina się od lat i wiele już umie, nie z każdym weszłaby na ścianę. Mówi, że to ważne, by na drugim końcu był ktoś, komu się ufa. A Pola nikogo bardziej zaufanego sobie tutaj nie wyobraża. Starszy brat, to może nie sama radość i wiele z nim kłopotów, ale też w wielu kłopotach daje wsparcie. I dziś jest dla wszystkich jasne, że to dobra para na ścianę.
Przed wejściem jeszcze raz sprawdzają kaski, uprzęże, instruktorki kontrolują – każda po kolei – ósemki, czyli węzły na linie. Ostatnia rzecz to magnezja na dłonie, żeby się nie ślizgały. Dzieciaki śmiały się, że to magnes, dzięki któremu będą przyczepiać się do skał. Jeszcze głęboki wdech i można wchodzić. Pola szuka w ścianie najmniejszych nawet szczelin, albo półeczek, czegokolwiek, na czym można oprzeć choćby czubki butów.
Widać, jaka jest skupiona, jak uważnie wykonuje kolejne ruchy. Jak rozgląda się przed podjęciem decyzji, za co złapać i gdzie postawić nogę. I co zupełnie do niej niepodobne – w ogóle się nie spieszy i nic nie mówi. Kiedy kamera pokazuje Piotrka, i na jego twarzy widać pełnię skupienia. Bacznie śledzi każdy ruch siostry. Nagle słyszy, jak woła do niego “blok”. Upewnia się u instruktorki, czy dobrze zrozumiał, że Pola potrzebuje przerwy. Instruktorka potwierdza, ale wołają jeszcze do Poli, czy na pewno to ma na myśli. Tak. A za chwilę woła “dół” i zaczyna zjeżdżać. Wystarczy wrażeń na pierwsze podejście. Dzieciaki biją jej brawo. Instruktorki też. I Piotrek, choć dołącza do oklasków nieco później, bo wciąż kurczowo trzyma linę i dopiero po chwili orientuje się, że skoro Pola jest już na ziemi, asekuracji nie potrzebuje.
Nogi i ręce drżą jej z wysiłku, oddech jest przyspieszony, serce znów mocno bije. Czyści ręce z resztek magnezji i idą odpocząć w rozwieszonym między drzewami hamaku i wypytują się z wypiekami na twarzy, jak to jest, być na drugim końcu liny. Niebawem mają okazję się o tym przekonać, gdy Pola zostaje asystentką instruktorki Marty, a Piotrek idzie w górę. Jakże szybko zaczynają boleć palce! I wcale nie tak łatwo zrobić kolejny krok. Idzie ciut inną drogą niż Pola. Nagle – co to? Coś wyfrunęło ze skały niemal prosto w twarz Piotrka. Aż krzyknął z zaskoczenia. Ale dzielnie trzyma się ściany.
“Blok” – krzyczy do siostry. Pola dopytuje, co się stało, a instruktorka Agnieszka woła, że to był ptak, że go widziała, że na pewno to było zaskakujące, ale że nadal jest bezpieczny. Piotrek woli jednak zjechać na dół. Potrzebuje ochłonąć z emocji. I tak wszedł naprawdę wysoko.
Instruktorki naradzają się, co dalej. Postanawiają zmienić miejsce, a na tym zostawić informację “uwaga, gniazdo” dla kolejnych wspinaczy.
Nie będziemy przecież ptakom bez zaproszenia wchodzić do domu, ani zaglądać przez okna i dzieci straszyć! – żartuje pani Ania. I choć mówi o tym z uśmiechem, widać, że zarówno dla niej, jak i dla innych instruktorek, to ważna sprawa. Opowiadają potem, że nie chcą się zachowywać jak rabusie w przyrodzie, którzy niszczą i dewastują, ale jak goście wdzięczni za przyjazne przyjęcie.
Kawał dobrego kina! – mówi tata przeciągając się i ziewając. – Dobra muzyka, piękne ujęcia, cudowni bohaterowie i cała masa emocji od wzruszenia po element grozy – podsumowuje i mówi coś o nawiązaniu do klasyki. Te ptaki w skale, to niemal jak u Hitchcocka! Dzięki, Dzieciaki za fajny wieczór!
W tym momencie orientuje się, że ani Pola, ani Piotrek go nie słyszą. W skupieniu patrzą to na zatrzymany kadr filmu, gdzie ich kolega huśta się na linie tuż nad ziemią, to w punkt na suficie. Przyglądają się uważnie, z zaciekawieniem, w ciszy.
Rodzice podążają za wzrokiem dzieci, i w tym samym momencie, także w Pogodnym Mieszkaniu dochodzi do gwałtownego zwrotu akcji.
Pająk!!! – krzyczy Mama i wskakuje na tatę, tata przewraca się z nią na fotel, dzieciaki podskakują zaskoczone. Tylko pająk wisi sobie na swojej linie tak samo spokojnie jak przedtem.
Jakie to dziwne – myśli Piotrek – że jeden mały pająk może mieć taki wpływ na życie rodzinne i nastrój. Poli przyniósł spokój, Piotrka zainspirował do zorganizowania rodzinnego kina, mamę wytrącił z równowagi. Widocznie mama, żeby osiągnąć spokój, o którym mowa była w radiu, musi z uważnością patrzeć na coś innego niż pająki.
***
Autor tekstów opowiadań: Katarzyna Puchalska
Czyta: Katarzyna Puchalska
Autor zdjęć: Katarzyna Suśniak
Autor muzyki: Karumi Steel
Projekt i wykonanie laleczek: ZręczneLudki