Pola i Piotrek nad jeziorem

Pola i Piotrek bawią się z tatą na brzegu jeziora. Mama pływa. Patrząc na nią trudno uwierzyć, że niedawno bała się wody i mówiła, że pływanie jest nie dla niej. A teraz, po lekcjach z instruktorem, radzi sobie w wodzie jak wieloryb. Dlaczego mama nie cieszy się z tego porównania? Przecież to taka wielka zmiana! Piotrek upatruje w tym szansy także dla siebie – skoro ona nauczyła się czegoś w TYM wieku (dobrze, że mama tego nie słyszy!), to może i jemu będą kiedyś wychodzić różne rzeczy, które teraz nie wychodzą, albo których nie lubi?

Ale pływanie nie jest jedną z nich. To mu akurat idzie bardzo dobrze. Pola też radzi sobie całkiem nieźle, choć oczywiście pływają tylko w wyznaczonej strefie i tylko wtedy, gdy rodzice są obok lub . Po posiłku robią sobie przerwę zanim wejdą do wody, a gdy już się kąpią, bez uprzedzenia nie ciągną się pod wodą za ręce, czy nogi. To fajna zabawa, ale widzieli kiedyś, jak chłopiec zachłysnął się wodą i długo potem kasłał. Podobno mógł się nawet utopić! W takiej płytkiej wodzie! Lepiej nie ryzykować. I pamiętać, że woda, jak mówił ratownik, to żywioł, nawet kiedy wygląda na spokojniutką. Piotrek myśli, że to dokładnie tak, jak Pola. Ale nic nie mówi, żeby tego żywiołu w niej nie budzić.

Tutaj możecie posłuchać tej opowieści – czyta Katarzyna Puchalska

Wkładają okularki i maski i niczym płetwonurkowie na filmach przyrodniczych, badają podwodny świat. Może nie jest tak wielobarwny i zachwycający jak rafa koralowa, ale im w zupełności wystarcza. Co chwila przepływają przed ich oczami ławice małych rybek, są muszle, kamyki, roślinki, a nawet raki!

– Co oznacza, że to bardzo czyste jezioro – stwierdza siedzący na brzegu wędkarz. Ale tata mówi, że kiedyś faktycznie raki żyły tylko w bardzo czystej wodzie, ale to już się zmieniło. Są gatunki, które przed laty przypłynęły z Ameryki i w przeciwieństwie do naszych, rodzimych, doskonale radzą sobie w wodach zanieczyszczonych.

Po krótkiej przerwie na posiłek (to niesamowite, jaki człowiek jest głodny po wyjściu z wody!), wkładają kapoki, czapki i przybierają barwy ochronne, czyli smarują się kremem z filtrem. Gdy Piotrek był mały, bardzo tego nie lubił. Tata pokazał mu wtedy zdjęcia Indian z namalowanymi na twarzy i ciele wzorami. Piotrkowi wydały się ciekawe, dzięki czemu, nielubiana czynność zamieniła się w fajną zabawę. Odtąd zarówno on, jak i Pola, rysują sobie najpierw rozmaite linie i kształty na twarzy, brzuchu, ramionach, a potem rozprowadzają krem po całym ciele. Tym razem wszystkie te przygotowania są po to, by popływać rowerem wodnym. Wypożyczają największy jaki jest – czteroosobowy.

– Szybciej! – ponagla Pola. Ale wcale nie tak łatwo to zrobić. Piotrek pedałuje z całych sił, ale dla Poli to wciąż za wolno. Narzeka, mówi coś o wodnych ślimakach. Piotrek traci cierpliwość i pyta rozzłoszczony:

– Chcesz sama pedałować?

– Nie mogę, bo siedzę z tyłu, ale gdybym była z przodu, to na pewno pedałowałabym lepiej od Ciebie!

Piotrek już otwiera usta, żeby jej coś odpowiedzieć, ale tata odzywa się pierwszy. Mówi, że w prognozach pogody nie było nic o burzach nad jeziorem i że gdyby wiedział, to przecież nie wypływaliby.

– No bo ona… – zaczyna Piotrek, ale nie kończy. Nie wie, co powiedzieć poza tym, że ona jest głupia. Ale wie, że to raczej ani taty, ani siostry nie uspokoi i dopiero wtedy zacznie się burza, sztorm czy szkwał.

Zależy ci na prędkości? – pyta Polę mama. I okazuje się, że tak naprawdę to nie. Pola jest po prostu zła, że nie dosięga do pedałów, a bardzo by chciała. I tak jakoś jej się powiedziało. Bo zazdrości Piotrkowi, że jest taki duży już i taki silny. Tego akurat Piotrek słucha z przyjemnością. I myśli, że jednak nie taka głupia ta jego siostra.

– Może chcesz sterować? – proponuje jej wspaniałomyślnie – będziesz decydowała dokąd płyniemy.

-– O tak, to przyjemne – myśli Pola i kładzie swoją rękę na dłoni mamy na sterze. W prawo, czy w lewo, w kierunku szuwarów, a może tam, gdzie pływają perkozy z młodymi? Jak się okazuje, sterowanie wcale nie jest łatwe. Czasem mylą się kierunki, czasem zakręt jest zbyt mocny. Jak to dobrze, że Piotrek nie komentuje. Jednak nie wszystko wychodzi od razu, kiedy się tylko zaczyna to robić. Podobnie jak rodzicom jazda na nartach wodnych. Słyszeli, że to niezła zabawa i chcieli spróbować skoro nadarzyła się okazja! I zabawa faktycznie fantastyczna, zwłaszcza dla kogoś, kto lubi się wywracać do wody – podsumowuje Piotrek, obserwując kolejnych „narciarzy”. Nie przypomina to sceny z filmu, jaką kiedyś widział. Prująca fale motorówka, a za nią pędząca na nartach uśmiechnięta kobieta. Ani mama, ani tata nie zdążyli się uśmiechnąć, bo tuż po starcie znaleźli się w wodzie.

– Nic dziwnego – mówi mama – puszczając oko do Piotrka – no bo kto to widział wieloryba na nartach wodnych.

Późnym popołudniem idą na spacer do pobliskiego portu – mariny. Widziany z niewielkiego pagórka wygląda naprawdę imponująco. Kilka rzędów łodzi większych i mniejszych. Stoją jedna obok drugiej i kołyszą się na wodzie. Jedne z wysokimi masztami, inne bez. Pola i Piotrek proszą o spacer po pomostach, żeby można było obejrzeć je z bliska.

Ten pomost, to w żeglarskim języku keja – podpowiada życzliwie jakiś głos tuż obok. Mężczyzna uważnie przygląda się tacie.

Okazuje się, że to kolega z dawnych lat – Leszek. I że – jak co roku – spędza tydzień wakacji pod żaglami. I – co Polę i Piotrka cieszy najbardziej – zaprasza na jacht. Jego wnętrze robi na dzieciakach ogromne wrażenie – są małe pokoiki, kuchnia, nawet łazienka. Jak w domu! Potem Pogodni Rodzice siadają na popołudniową kawę z panem Leszkiem i jego żoną, Renatą, a Pola, Piotrek i córka pana Leszka – Julka – bawią się na pomoście. To znaczy na kei. W oddali widać rodzinkę łabędzi. Dwoje rodziców – to dwa duże białe ptaki i sześcioro małych, jeszcze szarych dzieci. I cała ta gromadka – ku uciesze dzieciaków – płynie w ich kierunku.

– Możemy je nakarmić? – pyta podekscytowana Pola i wyciąga do mamy rękę po kawałek chleba.

– Ale na pewno nie chlebem! – oponuje pan Leszek. Dzieciaki są zdziwione. Widziały wielokrotnie jak kaczki i łabędzie karmione były właśnie chlebem. I zajadały ze smakiem!

– Tak, ale płacą za to zdrowiem – mówi z poważną miną pan Leszek. Wyjaśnia, że zbyt dużo chleba może spowodować, że zamiast sprawnego skrzydła wyrośnie ptakowi skrzydło anielskie.

Piękna nazwa – myśli Pola. Ale okazuje się, że nie kryje się za nią nic pięknego. Zdeformowane skrzydło może utrudnić, albo uniemożliwić latanie. Co więcej, chleb szkodzi ptakom także na żołądek i w dodatku zanieczyszcza wodę! Słysząc to, Piotrek cieszy się, że nie jest ptakiem, bo chleb uwielbia – zwłaszcza ten z piekarni, w której pracuje wujek Marcin ☺
Z odsieczą przychodzi pani Renata. Podaje dzieciakom kilka kawałków pokrojonej marchewki. Pola i Piotrek wielkimi fanami warzyw nie są, ale akurat marchewka jest na liście akceptowalnych smaków. Dlatego ostatecznie soczyste chrupkie słupki lądują w ich żołądkach.

Łabędzia rodzinka na pewno znajdzie dla siebie coś w jeziorze – pociesza się Pola i macha im na pożegnanie. Jeden z ptaków też zaczyna machać, ale i syczeć.. oho, to nie wygląda na przyjacielskie pożegnanie! Prawdopodobnie przestraszył się gwałtownego ruchu rękami.

– W obronie młodych gotowe są na wszystko, trzeba uważać – mówi wujek Leszek. A Pola przypomina sobie, jak kiedyś Piotrka zaczął obszczekiwać pies i Pogodna Mama od razu zasłoniła syna. Też była chyba gotowa na wszystko.

Wieczorem siadają razem przy ognisku. Jest na to specjalnie wyznaczone miejsce, otoczone dużymi kamieniami. Siedzą w kręgu, dookoła ognia. Pieką sobie na długich kijach jabłka i kromki chleba, kiełbaski, a w żarze – ziemniaki. Ogień strzela iskrami w niebo, ogrzewa policzki, gdyby jeszcze ten dym nie leciał prosto w oczy! Tylko to przeszkadza, bo poza tym jest super – puszczają wodze fantazji grając w “co by było, gdyby… woda była różowa, albo – gdyby ludzie znali język łabędzi, gdyby od urodzenia umieli pływać na nartach, albo gdyby ogień był zimny… Gdy głowy już pękają od wymyślania kolejnych niestworzonych historii, a brzuchy od śmiechu, pan Leszek zaczyna grać na gitarze i śpiewać żeglarskie piosenki – szanty. Ładnie to brzmi w połączeniu z pobrzękiwaniem dobiegającym od strony jachtów.

Ten dźwięk towarzyszy im też późnym wieczorem, gdy idą do namiotu. Jak to dobrze, że rozbili go wcześniej! Piotrek trochę protestował, chciał od razu iść do wody, kąpać się i bawić. Rozkładanie go teraz po ciemku byłoby jednak trudne. A wtedy nawet nieźle się bawili, zwłaszcza, że dla nich, Pogodnych Dzieciaków, było to pierwsze rozstawianie namiotu w życiu. Debiut i premiera! gdyby nie rodzice, z pewnością trwałoby to baaardzo długo, bo nie od razu było jasne, co przez co przeplatać, co z czym łączyć, gdzie ustawiać. Najbardziej podobało im się naciąganie linek i wbijanie szprotek, a nie, śledzi. Swoja drogą, skąd taka rybna nazwa dla kawałka metalu?

Teraz oni sami są jak śledzie – leżą w miękkich śpiworach tak blisko siebie ściśnięci w namiocie. A właściwie przytuleni, bo miejsca jest dość dla każdego, ale w takich ciemnościach, im bliżej rodziców, tym lepiej – myśli Pola. Jest tak przyjemnie i ciepło. Choć kiedy tata rozwijał te małe, leciutkie zawiniątka, Piotrek z Polą mieli wątpliwości, jakim cudem zmieszczą się w czymś tak maciupeńkim. A w to, że będzie im ciepło, wątpili na tyle, że postanowili zostać w bluzach. Szybko je ściągnęli, bo prognozy taty jednak się sprawdziły. Choć na zewnątrz temperatura bardzo spadła, w namiocie opatuleni śpiworami, czuli tylko przyjemne ciepełko.

– Ktoś już śpi? – szepcze Piotrek.

– Tak, wór – odpowiada Pola. I po chwili cała rodzinka śmieje się z jej językowej czujności. Śpi – wór. A nawet cztery śpi – wory. A w nich coraz bardziej senni ludzie. Leżą, słuchają jak wiatr gra na wantach, jak woda pluszcze o brzeg jeziora, i grają w myślach – tak się jakoś składa, że wszyscy niezależnie od siebie w tę samą grę, – w co by było gdyby tak jak wspomniane dziś przez Polę ślimaki, mieć dom zawsze przy sobie? Gdy tak leżą w namiocie, mają poczucie, że zmieściło się w nim wszystko to, co dla nich najważniejsze.

***

Autor tekstów opowiadań: Katarzyna Puchalska

Czyta: Katarzyna Puchalska

Autor zdjęć: Katarzyna Suśniak

Autor muzyki: Karumi Steel

Projekt i wykonanie laleczek: ZręczneLudki