Pola i Piotrek w wiejskiej zagrodzie

Jeden schodek, drugi, półpiętro, drzwi – zasapany Pogodny Tata pokonuje drogę do mieszkania w ekspresowym tempie. Skąd ten pośpiech? Z radości. Chce szybko przekazać rodzinie dobre wieści – znajoma z pracy zaproponowała im krótki pobyt w swoim letnim wiejskim domku.

Ona sama przez jakiś czas nie może do niego pojechać, a szkoda, żeby tak stał samotnie. Tata ma wielką ochotę skorzystać z tej propozycji. Mama też. Poli łatwiej byłoby podjąć decyzję, gdyby wiedziała, czy to jest taka wieś z końmi. Słyszała kiedyś, jak rodzice rozmawiali, że wieś się zmienia i że czasem bardzo trudno spotkać tam jakiekolwiek zwierzę poza psem, czy kotem. A psy i koty Pola, owszem, bardzo lubi, ale widuje dość często. O konia w mieszkaniach znacznie trudniej. A konie są wielką miłością Poli.

Tutaj możecie posłuchać tej opowieści – czyta Katarzyna Puchalska

Dzieli tę pasję ze swoimi przyjaciółkami – Alą i Olą. Dziewczyny potrafią już nawet jeździć. Co roku w czasie wakacji jeżdżą do zaprzyjaźnionej stadniny. Pola jeszcze nie siedziała w siodle, ale nawet bardzo za tym nie tęskni. Po prostu lubi przebywać w towarzystwie koni. Patrzeć na nie, głaskać.
Piotrka natomiast najbardziej interesują drzewa. Z grubymi, mocnymi gałęziami. I nie chodzi tu o to, że jak mówi tata – obudził się w nim dendrolog, czyli naukowiec zajmujący się drzewami.
– Raczej wspinaczkolog drzewny – wtrąca Pola.

I choć to znowu jedno z jej dziwnych słówek, trafia w sedno. Piotrkowi w ubiegłym roku, właśnie w czasie wakacji, bardzo spodobało się wdrapywanie po gałęziach drzew na górę, przechodzenie z gałęzi na gałąź, a potem przesiadywanie wysoko wśród liści. W ciągu roku szkolnego, nie ma ku temu zbyt wielu okazji.

Każdy więc ma w głowie i sercu swoje marzenia i nadzieje związane z tym wyjazdem. Czy się spełnią?

Domek koleżanki taty okazuje się być niewielką murowaną chatką, otoczoną starym drewnianym płotem. W ogrodzie mnóstwo kwiatów, krzewy. A za domem – Piotrek dostrzega to już z daleka – widać rzędy drzew! Wysokość wręcz idealna, gałęzie grube i mocne – jak tu nie uśmiechnąć się od ucha do ucha? Tata obiecuje upewnić się, czy Piotrek mógłby buszować w tym sadzie. I już po chwili wiadomo, że tak! Trudno o lepszą wiadomość.

Rodzice siadają na ławeczce przed chatką i rozglądają się. Wzdychają, zachwycają się, śmieją. Pola i Piotrek nie umieją chłonąć świata tylko oczami i na siedząco. Ich nogi aż rwą się do poznawania okolicy, więc biegają po wszystkich zakamarkach, w lewo, w prawo, za dom, za stodołę, do sadu. Nosy też intensywnie pracują wciągając znane i nieznane zapachy, a usta raportują:

– Słyszałam krowę!

– Za płotem chodzą kury!

– Widzę kozy!

– Stamtąd bardzo dziwnie pachnie, a właściwie śmierdzi!

– Wiecie, że tu są gęsi?

A potem Poli odbiera mowę. Drogą jedzie konno jakaś kobieta.

– Dzień dobry – woła, widząc Polę, ale dziewczynka nie odpowiada.

– Nasza córka oniemiała chyba z zachwytu na widok konia – wyjaśnia zza płotu tata i razem z Polą wychodzą na drogę. Przedstawiają się, mówią, że są jedynie gośćmi i że przyjechali na weekend. Jak się okazuje koń i jego właścicielka mieszkają w tej samej wsi, kilka domów dalej. Koń ma na imię Tornado, a pani – Basia. I na tym dzień cudów dla Poli się nie kończy, bo po krótkiej rozmowie pani Basia zaprasza ją do swojej stajni. Oprócz Tornada, mieszkają tam jeszcze dwa inne, niewielkie konie rasy tinker – Pasja i Wichurka. Oby tylko rodzice pozwolili pójść! – myśli Pola i patrzy na nich błagalnie – Ufff, kiwają głowami. Piotrek znika z pola widzenia, by nikomu nie przyszło do głowy i jego zapraszać do stajni. Co, jak co, ale takich smrodów to on nie znosi. Chociaż Pola mówi, że to zapachy. I w dodatku – piękne! Niech jej będzie, on zdecydowanie woli swoje drzewa.

Przybiega za chwilę, by zabrać książkę, coś do picia i jedzenia. Tak na wszelki wypadek, gdyby miał zostać na drzewie aż do wieczora. Chce też pokazać rodzicom swój wynalazek. Sprytny ten Piotrek – do gałęzi przymocował sznurek, zawiesił na nim koszyk znaleziony w stodole i teraz taką oto windą wciąga na górę wszystko to, co sobie przyniósł.

A dokąd my się wybierzemy? – pyta tata. Mama proponuje krótki spacer po najbliższej okolicy. Chce się nasycić nie tyle ciszą, co dźwiękami tak innymi od codziennych. Szumem wiatru, świergotem ptaków, muczeniem, gęganiem, gdakaniem. To ostatnie nasuwa rodzicom myśl o kupnie jajek. Prowadzeni kurzym gdakaniem trafiają do sąsiadki, która akurat idzie do kurnika po jajka. Ależ im się trafiło!

Nieopodal można kupić miód – na płocie wisi ogłoszenie. A mamie od tak dawna marzy się taki prosto z pasieki! Miód jest świeży odwirowany 3 dni temu. Wirowanie jak dotąd kojarzyło się mamie jedynie z pralką, więc pszczelarz – pan Michał – szczęśliwy, że znalazł słuchaczy – zaczyna opowiadać i o powstawaniu miodu, i o pszczołach.

O tym, jak są ważne dla nas ludzi; że to im zawdzięczamy, że mamy owoce i warzywa; że możemy się od nich uczyć współpracy; że potrafią tańczyć; że jedna łyżeczka miodu, to efekt kilkutygodniowej pracy kilku pszczół. Pokazuje strój, akcesoria pszczelarskie (w tym właśnie wirówkę), nakłada rodzicom ochronne kapelusze z siatką, prowadzi do stojących pod kwitnącymi lipami uli i wyjmuje z nich ramki. Niezwykły to widok. I ten misternie zbudowany plaster w heksagony, i to mrowie uwijających się pszczół. Jest i królowa!

Będzie zatem królewska uczta jutro na śniadanie – mówi tata i jego przepowiednia się sprawdza! Na śniadanie jest i świeży miód, i pyszne jajka, i trochę koziego mleka od pani Basi, jogurt zrobiony przez sąsiadkę i własnoręcznie zerwany szczypiorek. Wszystko smakuje tak wyjątkowo!

Także dlatego, że i okoliczności wyjątkowe – jedzą nie w domu, ale w sadzie, wśród drzew, bosymi nogami dotykając trawy. I już wiedzą, że jeśli tylko pogoda dopisze, to zjedzą tutaj i obiad i kolację. I każdy z tych posiłków jest wyjątkowy. Na obiad przygotowują makaron z własnoręcznie zerwanymi truskawkami i borówkami. Mogli kupić te już zerwane przez gospodarza, ale tata bardzo chciał nazbierać sam i jak się okazało, jest to możliwe. Plecy bolą go teraz okrutnie, ale mimo wszystko wygląda na szczęśliwego.

Po obiedzie Pola idzie do pani Basi, ale już po chwili widzą, że pędzi do nich z powrotem. Ma wypieki na twarzy, jest cała rozemocjonowana. Ciężko dysząc – to od biegu i od tego podekscytowania – opowiada, że Pasja – klacz pani Basi, urodziła w nocy źrebaczka! I że można go już zobaczyć! A to dopiero nowina!

Nawet Piotrek postanawia, że takiej okazji nie przepuści i tym razem pójdzie do stajni. Źrebaczek jest piękny, taki malutki, nieporadny. Biały w brązowe łaty – jak jego mama. Głowę ma prawie całą brązową, a między oczami białą wąską plamkę.

Piotrek pyta, czy mały ma już imię. Okazuje się, że jeszcze nie, ale wiadomo, że ma się zaczynać na literę P. To zupełnie tak, jak w naszej rodzinie – komentuje tata.

Piotrek wpatruje się w plamkę na czole źrebaczka i mówi, że ma w takim razie pomysł, żeby to było imię Piorun. Uprzedza też, że takie znamię bywa oznaką magicznych mocy – jak u pewnego chłopca czarodzieja, o którym powstała cała seria książek. Coś w tym chyba jest, bo Pola wpatruje się w źrebaczka jak zaczarowana. Prosi rodziców o nakręcenie filmu i zrobienie zdjęć. Po powrocie do domu chce je pokazać Ali i Oli. Na pewno się ucieszą. Może nawet zrobią sobie same swoje koniki. Pola widziała w internecie film o hobby horses. Dziewczynka tylko troszkę od niej starsza sama zrobiła sobie pięknego konika i teraz bawi się z nim w skoki przez przeszkody.

Wieczór spędzają również w końskim towarzystwie. Tym razem to koniki polne, które – jak podsumowuje mama – na szczęście nie muszą się obawiać wirusa i nie są objęte zakazem koncertowania, podobnie jak ptaki i żaby. Pogodna rodzinka zajmuje wygodne miejsca w hamakach i słucha. A po koncercie czas na występ kolejnych gwiazd, znanych na całym świecie mówi tata i patrzy w granatowe niebo. Pokazuje im gwiazdozbiory o skomplikowanych nazwach, ale Pola i Piotrek póki co umieją rozpoznać i zapamiętać tylko Wielki Wóz. Chcą wypatrywać spadających gwiazd i szeptać im marzenia do spełnienia, ale – jak zauważa mama – ostatnie dni to czas niemal nieustannego spełniania marzeń.

Pola zaprzyjaźniła się z końmi, Piotrek wspiął się chyba na wszystkie drzewa w sadzie, mama kupiła miód prosto z pasieki, tata zerwał moc borówek i truskawek i jego plecy wciąż mu przypominają, jakie to szczęście go spotkało. Może więc Pogodnym już wystarczy i mogą zostawić trochę gwiazd, by spełniały marzenia innym?

***

Autor tekstów opowiadań: Katarzyna Puchalska

Czyta: Katarzyna Puchalska

Autor zdjęć: Katarzyna Suśniak

Autor muzyki: Karumi Steel

Projekt i wykonanie laleczek: ZręczneLudki

***