Pogodna Rodzinka ma od lat swoje upatrzone miejsce nad Bałtykiem, ale.. nawet nie próbujcie ich pytać i prosić o jego wskazanie. Psssst, nic nie powiedzą. To ich słodka tajemnica. Tym bardziej w dobie koronawirusa, który przecież nie ma urlopu, tak jak Rodzice! W tym zwariowanym roku jeszcze bardziej doceniają swoją opustoszałą plażę. I choć potrafią się dzielić wieloma rzeczami – książkami, ubraniami, sprzętem sportowym a nawet czekoladą, to tym miejscem dzielą się niechętnie.
– Gdy tylko o nim powiemy, jest ryzyko, że przestanie być takie ciche i urokliwe – tłumaczy Pogodna Mama. A tata dodaje, że i tak przestaje być ciche, gdy tylko pojawiają się tam Pola i Piotrek. Zwłaszcza pierwszy moment powitania z morzem jest głośny. Pogodne dzieciaki z dzikim Aaaaaaaaaaaaaaa biegną już od wejścia na plażę i zatrzymują się dopiero w wodzie. Mama przestała przypominać o zdejmowaniu ubrań. Wygląda na to, że i spodenki i spódniczki też muszą się przywitać z falami. A potem przecież szybko wysychają.
Dopiero po takim powitaniu, można zacząć organizować plażową bazę – wybrać miejsce na chroniący przed wiatrem namiot, rozłożyć plażową matę i pozostały ekwipunek. Od pamiętnej wyprawy do lasu, jednym z obowiązkowych elementów wyposażenia jest saperka. Mają ją teraz na wyjazdach zawsze przy sobie, na wypadek gdyby potrzeba wizyty w ustronnym miejscu dopadła znienacka i z dala od toalety.
Ekwipunek plażowy to oczywiście także prowiant (bo po wyjściu z wody bardzo, ale to bardzo chce się jeść) i nieodzowny, zwłaszcza przy upałach, zapas słodkiej wody. Kiedyś Pola dziwiła się słuchając czytanych przez rodziców opowieści, że marynarze musieli mieć na okrętach beczki z wodą. I że mogli zginąć z pragnienia, gdy zapasy się skończyły. Przecież płynęli po morzach i oceanach, otoczeni wodą ze wszystkich stron! Potem się wyjaśniło, że woda morska jest słona i nie nadaje się do picia. A zatem ta słodka była na wagę złota! A nawet od niego cenniejsza!
Pogodny Tata mówi, że nadal tak jest. I ta informacja budzi zaskoczenie dzieciaków. Wody jest dość, w kranie, w sklepach, widzą przecież. Mogą pić, ile tylko im się podoba! I czy kiedykolwiek myśleli o niej, jak o skarbie? Raczej nie. Bo co to za skarb, skoro nie potrzeba tajnej mapy, by do niego dotrzeć? Wystarczy odkręcić kran i leci, tyle ile się chce? Okazuje się, że i to nie jest wcale takie oczywiste. Że są rejony świata, gdzie wody brakuje, że ogólne zapasy wody pitnej na świecie szybko się zużywają, a ludzi przybywa – więc i wody potrzeba coraz więcej. Tata mówi, że są takie miejsca, gdzie wodę się zdobywa w trudzie – do studni idzie się może nie z tajną mapą, ale wiele kilometrów, czeka się w długiej w kolejce, a potem rusza w drogę powrotną na piechotę, dźwigając wypełnione naczynia!
Pola i Piotrek zerkają z wdzięcznością na swoje bidony. Wydają się im teraz znacznie cenniejsze. Nigdy dotąd tak na nie nie patrzyli, a przecież używają ich od dawna. Przydają się nie tylko na wyjazdach, ale także na co dzień – gdy idą na spacer, przejażdżkę rowerową, na trening piłkarski, do szkoły, czy do pracy. Zakopują je teraz w dołkach, by woda się nie nagrzewała od słońca, ale też tak, by piasek nie dostał się do wnętrza. Picie wody z piaskiem nie jest przyjemne. Za to z listkiem mięty i kilkoma kropelkami cytryny – jak to mawia Pogodny Tata – niebo w gębie!
Tak samo kwituje zawsze nadmorskie obiady w ich ulubionej smażalni – Wanda Zwana Rybką. Stołują się tu od lat i czują właściwie, jak w domu, zawsze rozmawiają z właścicielką – Wandą, do której mąż mówi Moja Rybko 🙂 Niemal każdy posiłek zamienia się w długą, przyjemną biesiadę. Tym razem czeka ich dodatkowa niespodzianka. Pogodni aż przecierają oczy ze zdumienia – czy to im się wydaje, czy to prawda? Maseczki sprawiają, że nie mają całkowitej pewności, ale tak! To faktycznie zaprzyjaźnieni z nimi Asia i Piotr. I ich córeczki – Ala i Ola. Jak to możliwe?
Koronawirus pokrzyżował im plany na spotkanie w domach, a tu proszę – trafiają na siebie kilkaset kilometrów dalej, w nadmorskiej smażalni. Po posiłku idą na długi spacer po plaży i odtąd wspólnie spędzają większość czasu.
Rano, gdy jeszcze słońce nie praży mocno, chodzą na plażę. Dorośli spacerują, rozmawiają, grają w siatkówkę. Pola, Piotrek, Ala i Ola zbierają kamyczki, muszelki, rzucają nimi w dal, tworzą obrazki, grają w berka – mają głowy pełne pomysłów na wspólne zabawy. Oprócz tego, oczywiście kąpią się. Czasem wyglądają, jak profesjonalni nurkowie – w okularkach, z płetwami i rurkami do oddychania. Gdy woda jest chłodniejsza, kąpią się w specjalnych piankach, zwłaszcza Piotrek, którego organizm szybciej się wychładza. Wzięli ze sobą także specjalne buty, które przydają się w rzeczce dopływającej do morza, bo jej dno jest bardzo kamieniste i wcześniej zdarzało im się kaleczyć stopy.
Gdy kąpieli mają dość, albo raczej, gdy rodzice mówią, że już dość i że naprawdę wystarczy, wychodzą na brzeg, i po obowiązkowej przekąsce, długo bawią się w piasku, kopiąc dołki, budując wieże, zamki. Teraz postanowili, że zrobią z piasku rzeźbę żółwia. Karapaks – czyli wierzchnia część skorupy, jest już gotowy i jego twórcy patrzą nań z uznaniem i zadowoleniem. Tak, udała się im się ta rzeźba nad wyraz. To duża zasługa Ali i Oli – dziewczyny potrafią naprawdę pięknie rysować. Nawet patykiem w piasku. Jeszcze łapki i nogi, głowa i można wołać rodziców!
– O! Foka! – woła Pogodna Mama. – Co??? Jaka foka?! – dzieciaki są bardzo zaskoczone. Przecież wyraźnie widać cztery łapki i głowę wystające spod wielkiej, okrągłej skorupy. Co też ta Mama wygaduje??? I dlaczego wcale nie patrzy na ich dzieło? Zaskoczenie zamienia się w irytację i zniecierpliwienie. Ale w tym momencie Mama wskazuje ręką nie odległy punkt na plaży. Faktycznie! To foka! Dzieciaki już chcą biec, ale rodzice nie pozwalają.
– Ale dlaczego? – dopytują Pola z Olą – To takie ładne zwierzątko! I takie milusie! I jest tak blisko, taka okazja! – krzyczy jedno przez drugie cała podekscytowana czwórka.
– Foka jest pod ochroną, wypłynęła na brzeg, żeby odpocząć i nie możemy jej przeszkadzać – spokojnie wyjaśnia wujek Piotr. – Tak, to piękne zwierzę, ale nie pluszak do głaskania, tylko jednak dzika istota. I po pierwsze ma prawo – tym bardziej, że jest u siebie – do spokoju, a po drugie, w obronie własnej może Was zaatakować. – Co nie znaczy – dodaje szybko wujek, widząc cztery zawiedzione dziecięce twarze – że nie możemy jej się przyjrzeć! – i wyciąga z plecaka lornetkę, a Pogodna Mama aparat fotograficzny z długim obiektywem.
O! Teraz fokę widać doskonale. Niemal tak, jakby stało się obok niej. Leży wyciągnięta na boku pokazując płetwy i brzuch. Jest nieco jaśniejszy niż grzbiet. I ma mnóstwo plamek. Pogodna Mama szuka telefonu i dzwoni do Stacji Morskiej z informacją o foce. Pracownicy gratulują spotkania i dziękują za prawidłowe i bezpieczne zachowanie.
Foka tymczasem chyba już odpoczęła. Na pożegnanie wydaje z siebie serię zaskakujących dźwięków.
– Krótki, dwa długie, krótki i jeszcze krótki i długi… – Pogodny Tata mruczy coś pod nosem. – Czyżby ta foka znała alfabet Morse’a? Jeśli tak, to mówi nam “pa” na pożegnanie!
– To chyba jasne? – dziwi się na głos Pola – przecież foki i morsy znają się z mórz i oceanów, to chyba przy okazji ze sobą rozmawiają? Więc foka pewnie zna język morsa. To nie jest przyjemne, gdy się coś mówi poważnie, a słuchający wybuchają śmiechem. Pola zupełnie nie rozumie o co im chodzi. Spuszcza głowę i sama nie wie, czy bardziej jest zdezorientowana, zasmucona, czy rozzłoszczona. Ale na szczęście dorośli szybko się opamiętują, a ciocia Asia tłumaczy, że alfabet Morse’a, to nie język morskich ssaków – morsów, ale międzynarodowy system komunikacji. Można go używać w formie pisanej, ale też za pomocą dźwięków i światła.
Najbardziej znanym sygnałem jest SOS – wezwanie pomocy, który w alfabecie Morse’a występuje w postaci: trzy kropki, trzy kreski, trzy kropki, albo trzy dźwięki krótkie, trzy długie, trzy krótkie. Złość Poli mija po tych wyjaśnieniach, pojawia się za to wielka ciekawość. Chce się nauczyć tego dziwnego języka i obiecuje sobie, że zabierze się do tego jeszcze tego wieczoru.
Tymczasem macha foce na pożegnanie, a potem dołącza do Ali, Oli i Piotrka, którzy już zaczęli tworzenie piaskowej rzeźby foki. Przynoszą czarne kamyczki – na nos i oczy. i na plamki na ciele. I podobnie jak przy rzeźbie żółwia, z radością i przyjemnością oglądają efekty swojej pracy.
Co przypomina dziewczynom, że mają jeszcze coś, z czego są dumne – latawiec, zrobiony rodzinnie wspólnymi siłami. Wzięły go na plażę, żeby przetestować i sprawdzić, czy uda mu się wzbić w powietrze. Próbują i próbują, ale niestety… nie udaje się sprawić, by latawiec unosił się nad nimi wysoko w towarzystwie rozwrzeszczanych mew. Po krótkiej chwili zaczyna spadać. Kolejne próby przynoszą podobnie niezadowalający efekt.
– Ale latawiec, patrz! – słyszą tymczasem pełen podziwu głos. I trochę ich to zaskakuje. Bo choć tworzenie latawca było fajne i zabawa z nim też, mimo, że nie wznosił się tak wysoko, jak im się marzyło, nie spodziewali się, że wywoła on taki zachwyt u kogoś postronnego! Ale okazuje się, że nie o ich latawiec chodzi, ale widoczny nieopodal – znacznie większy, unoszący się nad wodą. Pod napiętym materiałem, po falach śmiga zaś surfer na desce.
Kite surfing – Pola i Piotrek słyszeli o nim, ale po raz pierwszy widzą na własne oczy. Jaką prędkość rozwija! A po chwili – wooow – unosi się w powietrze i jakie ewolucje wykonuje! Co za widowisko!
Po powrocie z wyjazdu, oglądają zdjęcia, przypominając sobie różne momenty.
Mama wrzuca kilka fotografii na swój profil w mediach społecznościowych. Dzieciaki dziwią się, czemu dopiero teraz, a nie w czasie wyjazdu? Przecież był zasięg internetu, można było na bieżąco dzielić się wrażeniami, czekać na lajki, serduszka i zabawne komentarze. Wszyscy mogliby od razu wiedzieć, jak fajnie Pogodni spędzają czas nad morzem.
– Właśnie, wszyscy, w tym także złodzieje! – Mama wyjaśnia, że taki wpis to informacja, że dom stoi pusty. Piotrek przypomina sobie, że coś podobnego mówiły poznane w czasie rowerowej wyprawy policjantki – zdjęcia z wyjazdów lepiej zamieszczać w sieci po powrocie do domu.
Fotografie prawdziwej i piaskowej foki robią furorę i zbierają lawinę serdecznych komentarzy. Pogodnym także bardzo się podobają i planują je wywołać, podobnie jak kilka innych. Trafią do wakacyjnego albumu, a może zrobią fotoksiążkę? A może założą własnego rodzinnego bloga? Jakąś stronę internetową, gdzie będzie można czytać o ich wakacyjnych przygodach i oglądać super zdjęcia?
Póki co piszą list na mailowy adres cioci Asi, załączając komplet zdjęć. Są tam oczywiście piaskowe rzeźby i ich twórcy, Ala i Ola puszczające latawiec z kitesurferem w tle, są Pogodne dzieciaki w okularkach do pływania i płetwach. A w treści listu… niemal same kropki i kreski!
Czy ciocia, wujek, Ola i Ala zdołają to odczytać?
***
Autor tekstów opowiadań: Katarzyna Puchalska
Czyta: Katarzyna Puchalska
Autor zdjęć: Katarzyna Suśniak
Autor muzyki: Karumi Steel
Projekt i wykonanie laleczek: ZręczneLudki