– Nie mam już siły! – woła do rodziców, sapie, dyszy i wystawia język jak pies Frędzel ich sąsiadki, żeby pokazać jak bardzo nie ma siły. Nie jest w stanie zrobić ani kroku dalej i w ogóle najlepiej byłoby zejść, a nie się tak bez sensu męczyć. Na początku było może fajnie. Wąska ścieżka szlaku, kamienie, strumyki. Pola i Piotrek ruszyli z werwą i narzucili szybkie tempo. I gdzie się podziała ta siła i moc, którą czuli na początku wędrówki?
– Możemy już wracać? – Pola ma oczy pełne błagania, niczym kot z pewnego filmu o zielonym ogrze. Czasami to działa. Czasami, ale nie zawsze. I teraz jest właśnie “nie zawsze”. Rodzice są nieprzejednani. Chcą dojść na sam szczyt. Bardzo im zależy i masując obolałe nogi Poli, zapewniają, że warto. Dają się jednak namówić na krótki odpoczynek w cieniu. Mała przekąska ze smacznym co nieco ( czyli domowej roboty batonikami owsianymi) dodaje nieco sił i ciut poprawia humor, a Piotrka opowieść o olbrzymach i rycerzach, którzy według legend zamieniają się w skały, jakoś magicznie skraca czas. Piotrek czytał o tym w komiksach i książkach, a mówi w taki sposób, że zaciekawiona Pola nawet nie zauważa, kiedy docierają na sam szczyt.
Ufff.. To nie jest łatwe. Ponad 2 godziny marszu. I to pod górkę! Pola słyszała, jak kiedyś dorośli rozmawiali, że niektórzy mają w życiu pod górkę. Jeśli męczą się stale tak jak ona teraz, to szczerze im współczuje. Co za męka!
Dobrze, że ma wygodne i lekkie buty. Kiedy Pola zobaczyła je po raz pierwszy bała się, że trudno będzie zrobić choćby krok. Lubi lekkie, wygodne buty. Ale rodzice nie dali się namówić na wygodne sandałki. Mówili, że buty to podstawa, że chronią przed urazami i kontuzjami. Pola obawiała się, że skoro te buty takie dobre i zdrowe, to będą okropnie niewygodne i brzydkie, ale, co przyznaje z ulgą, myliła się.
Szkoda, że nie mają jeszcze skrzydełek, jak buty jednego z bogów greckich – słyszała kiedyś, jak mówił o tym Piotrek. – Swoją drogą – myśli Pola z podziwem, – jak on dużo wie, i ile zna ciekawych opowieści! Rodzice mówią, że według nich, te buty już mają skrzydełka, bo w porównaniu z butami, które nosili w młodości, są o wiele lżejsze.
Rodzice zagłębiają się we wspomnieniach licealnych wypraw w góry, czasu spędzanego na szlakach, ciężkich plecakach, które były ciężkie jeszcze przed zapakowaniem ubrań. Dziś jest inaczej, ubrania, które mają ze sobą – kurtki przeciwdeszczowe, bluzy – wszystko to też jest o wiele lżejsze a jednocześnie dobrze chroni, przed wiatrem, wilgocią i zimnem. Górskim piechurom jest dziś o wiele lżej niż kiedyś – podsumowują Pogodni Rodzice.
Nie narzekają jednak, ani się nie uskarżają. To przecież wtedy, z tymi ciężkimi butami i plecakami, drapiącymi grubymi skarpetami i swetrami, pokochali góry. I ta miłość kwitnie do dziś. Zwłaszcza w takich momentach – gdy docierają na szczyt i widok rekompensuje cały włożony wysiłek.
Pola i Piotrek mają wrażenie jakby nagle wsiedli do niewidzialnego samolotu i znaleźli się w chmurach. Nad nimi jedynie niebo i obłoki, a reszta świata – na dole! Czy to możliwe, że te małe pudełeczka to domy? A te kropeczki nie większe niż muchy, to ludzie? I samochody, które wyglądają jak ścigające się biedronki! A gdy podnieść wzrok – dokoła niemal pustka. W oddali szczyty innych gór, chmury, które zdają się być na wyciągnięcie ręki. Może wystarczy podskoczyć, żeby złapać jedną choćby za koniuszek?
Piotrek wypatrzył w oddali orła, a może sokoła? A może to jeszcze inny drapieżnik? Kołuje nad doliną. I to zupełnie niezwykłe obserwować go nie z głową zadartą do góry, ale patrząc w dół. I Piotrek myśli o tym, że dla ptaków on zawsze jest małą kropką gdzieś tam w dole…
Pogodni Rodzice też są chyba w refleksyjnym nastroju i zachwycie. Stoją przytuleni, i podobnie jak Pola i Piotrek, nic nie mówią. Przymykają co jakiś czas oczy i oddychają głęboko. Wdech wydech. Wdech, wydech. To ich sposób na zatrzymanie czasu – tak kiedyś wyjaśniali. Napełnienie i nasycenie się wyjątkowymi chwilami, widokami i słowami, i zachowanie ich w sobie. Mama nazwała to kiedyś zbieraniem punktów szczęścia. A gdy dzieci pytały co się z tymi punktami robi, czy wymienia się na jakąś maskotkę, albo czy gdzieś się nimi płaci, uśmiechnęła się tylko, mówiąc, że przydają się zwłaszcza w trudnych chwilach i wtedy dużo się ich zużywa, więc dobrze mieć zapas i zbierać każdego dnia.
Nazajutrz zbierają dodatkowo punkty Tropicieli Przygód i Przyjaciół Przyrody, w czasie wycieczki z przewodniczką Tatrzańskiego Parku Narodowego. Dotąd takie oprowadzanie kojarzyło im się z muzeami, zabytkami, z wycieczką po mieście, a okazuje się, że można spacerować z przewodnikiem także po górach. I jest super!
Poli i Piotrkowi przypomina się leśna wyprawa z wujkiem Łukaszem. Wtedy mieli poczucie, że dzięki niemu, widzą, słyszą i czują las zupełnie inaczej niż zwykle. Dziś jest podobnie. To dość niesamowite, że kiedy kilka osób idzie tą samą drogą, każda może zauważyć i zwrócić uwagę na coś innego. I czego innego nie zauważyć. Bo czy gdyby szli sami, zauważyliby siedzącego na gałęzi rudzika? Malutkiego ptaszka z cudnym pomarańczowym brzuchem? Na pewno nie! Pokazała go im pani Aurelia. Słuchając jej mają wrażenie, że ona zna każde zwierzę i roślinę na tym terenie.
Opowiada o nich, jak o swoich dobrych znajomych. Zna masę anegdot, ciekawostek. Pola i Piotrek dostali też zeszyty z informacjami, zagadkami i zadaniami do wykonania. Rozglądają się więc uważnie na boki, wypatrując rozmaitych roślin charakterystycznych dla tych okolic i próbując rozpoznać gatunki drzew. Jodłę Pola zapamięta chyba na całe życie. Pani Aurelia powiedziała, że na przykład jodła, to taka elegantka wśród drzew, że zawsze lubi być uczesana z równym przedziałkiem. Jej zaokrąglone igły rozkładają się na gałązce na boki. Po takiej informacji Pola i Piotrek rozpoznają jodły natychmiast! i wpisują swoje obserwacje do zeszytu.
Pola dostrzega jakiegoś ptaszka, chciałaby podejść, żeby mu się przyjrzeć, ale przypomina sobie, że nie można sobie chodzić po górach ot tak, tylko trzeba trzymać się wyznaczonych szlaków. Prosi więc rodziców o lornetkę i przez nią przygląda się długiemu ogonkowi i żółtemu brzuchowi. Wydaje się, że to pliszka górska. Co jeszcze widać przez lornetkę? Skałki, drzewa, turystów, a tam??? Czy to możliwe? Aż tyle punktów szczęścia jednego dnia? Przecież gdy pytali o szanse na zobaczenie niedźwiedzia, usłyszeli, że są niewielkie. A jednak, chyba się udało. Bo czyż ta brązowa futrzana kulka na zboczu sąsiedniej góry, to nie niedźwiedź???
Pogodni po kolei patrzą przez lornetkę i tak, wszyscy widzą to samo – niedźwiedzia wśród drzew, w jagodzisku. Zrywa owoce z krzaka. Gdy odwraca głowę i zdaje się patrzeć im prosto w oczy, Pogodnych przechodzą dreszcze. Ależ jest wielki! Ileż jagód musi zjeść, by się nasycić!
– I dlatego turyści nie powinni mu owoców wyjadać. Od pani Aurelii dzieciaki wiedzą, że gdy turyści wyjadają z krzaczków maliny i jagody, to opróżniają zwierzakom ich naturalną stołówkę. A gdy sami zaczynają zwierzęta karmić -doprowadzają do wielu nieszczęść. I pani Aurelia opowiadała historię jelenia, który tak bardzo nabrał zaufania do dokarmiających go turystów, że niestety, przypłacił to życiem, gdy ze zbytnią ufnością podszedł do kłusownika.
Dlatego też w parku nie ma koszy na śmieci – resztki jedzenia, opakowania, wszystko to, co człowiek wnosi w plecaku czy kieszeni do parku, musi zabrać ze sobą i wyrzucić do odpowiedniego kosza – plastik do żółtego pojemnika na tworzywa sztuczne, butelki do zielonego na szkło, a papier do niebieskiego. Leave No Trace – przypomina się Piotrkowi zasada, o której usłyszał w lesie od wujka Łukasza. Od tej pory bardzo zwraca uwagę na to, by w kontakcie z przyrodą zostawiać jak najmniej śladów i tropów.
Dzięki wyjaśnieniom pani Aurelii, Piotrek już wie, że to nie to samo. Tropy – to odciski łap i kopyt, a ślady – to na przykład hmm… odchody, ale też gałąź ogryziona przez jelenia, czy odarta kora drzewa.
Ten ślad ma nawet swoją nazwę – spała, a teren zryty przez dziki to buchtowisko.
– A jak nazwać ten ślad? – Piotrek wpatruje się ze złością w leżące pod krzakiem opakowania po batonikach i puszki po napojach.
– No jak to jak – puszkowisko! – podpowiada Pola. I choć to zabawne, to nikomu nie jest do śmiechu. Pogodnym w głowie się nie mieści i nie mogą zrozumieć, skąd się bierze ten – powszechny niestety – zwyczaj zaśmiecania lasów, gór, czy nawet terenów miejskich. Chyba nikt nie lubi spacerować po wysypisku śmieci? I skoro wystarczyło sił, żeby wnieść pod górę puszki wypełnione napojami, a więc znacznie cięższe, to chyba tym łatwiej jest zabrać ze sobą już opróżnione i znacznie lżejsze? to wydaje się takie proste!
– Chyba napełnia mi się zbiornik z punktami nieszczęścia, a na pewno niezadowolenia, kiedy na to patrzę – mówi ze smutkiem i złością Pogodna Mama.
I chociaż to nie oni zostawili te ślady, oni sprawiają, że znikają ze szlaku, zabierając śmieci ze sobą.
Mama mówi, że w związku z wydaniem kilku punktów szczęścia, chce szybko uzupełnić zasobnik i zdobyć nowe. I zastanawia się, co byłoby możliwe już w tej chwili. I chyba już wie, bo uśmiechając się od ucha do ucha mówi, że w takiej sytuacji niezawodny jest niedźwiadek. I zanim rodzina orientuje się o co chodzi, mama przytula ich mocno “na misiaczka”.
Ależ silna niedźwiedzica z tej pogodnej Mamy! I mądra – okazało się, że szukając dla siebie punktów szczęścia, podarowała je całej rodzinie, bo wszyscy uśmiechają się od ucha do ucha. I gdzie podziało się wcześniejsze zmęczenie? Czy to możliwe, myśli Pola, że dzięki mocnemu uściskowi mamy, wyleciało z niej wraz z wydychanym powietrzem???
***
Autor tekstów opowiadań: Katarzyna Puchalska
Czyta: Katarzyna Puchalska
Autor zdjęć: Katarzyna Suśniak
Autor muzyki: Karumi Steel
Projekt i wykonanie laleczek: ZręczneLudki